Mało znany film z gatunku polskiego kina PRL-owskiego rozliczającego się z ciężarem II wojny światowej.
Fabuła jest dość oszczędna - zbiegły z transportu żyd Henryk Fogiel, przed wojną naukowiec akademicki, trafia do Zakopanego, aby tam w kostiumie białego misia z Krupówek walczyć o przeżycie w samym centrum opanowanego przez Niemców kurortu. Jednak to w warstwie psychologicznej oglądamy szeroki wachlarz postaw.
Henryk z rezygnacją obserwuje zagładę nie tylko swojego narodu, ale też systemu wartości i piękna intelektualnego, w którym dorastał i które (być może) wpajał innym jako naukowiec. Cóż z tego, że rozpoznaje kwartety smyczkowe Mozarta i umie liczyć systemem dwójkowym, skoro w wojennej rzeczywistości jego pozycja społeczna, wiedza i człowieczeństwo stają się pusto brzmiącymi frazesami.
Profesor próbuje wziąć na przeczekanie całą tę wojnę. W zaciszu swej chaty układa aktualną sytuację na froncie z ołowianych żołnierzyków, niczym strateg na wielką skalę, ale boi się indywidualnie, w skali mikro, pomóc choć jednemu człowiekowi. Być może dopiero śmierć bliskiej mu osoby sprawia, że dostrzega minusy swojej postawy.
Major niezdecydowany balansuje między czarnym i białym - chwilami chciałby być tym "dobrym Niemcem", takim co to z Goethego i Bacha, a nie z monachijskich piwiarni wywodzi swoją kulturę. Częściej jednak górę bierze w nim pokusa "rasy panów", którzy w jednej chwili mogą zgnoić i zniszczyć człowieka. Bardzo wyraźnie widać to w scenach, gdy ratuje życie Henrykowi i dyskutuje z nim o strukturze muzyki Mozarta, aby za chwilę prymitywnie naśmiewać się z - tak bezbronnego - białego futrzanego olbrzyma, którego na smyczy ciągnie jego niemiecka kochanka.
Film trochę traci nierównym i pobieżnym zakończeniem, lecz mimo to ogląda się go z zajęciem i jest to pozycja warta poznania. Również dla bardzo dobrego grona aktorów: Holoubek, Milski i Pawlikowski to wspaniałe trio. Jako tło (choć raczej wizualnie) dobrze komponują się też dzielny góral (Mikulski sprzed Klossa) i jego śliczna narzeczona (ładniutka Tuszyńska).
Jako ciekawostkę warto też obejrzeć Zakopane z czasów starej kolejki na Kasprowy i niezaśmieconej reklamami przestrzeni :-)