z tych trzech gatunków chyba tylko komedia się broni, choć wątek historyczny bardzo ciekawy, super sceny batalistyczne, zrobiły na mnie wrażenie i mile mnie zaskoczyły, szczególnie jeśli popatrzymy na rok produkcji. Dobre kino.
No właśnie w ogóle nie odczułem tej daty. Sceny walk dynamiczne i rozległe. Świetnie się oglądało.
DOUGLAS FAIRBANKS JR. jest poruszający jako żołnierz, który nie chce być już żólnierzem (ślub na horyzoncie), ale nie chce też być tchórzem. Nie chce utracić... męskości. Chce pozostać mężczyzną. Ten dylemat wygrywa wprost koncertowo.
Joan Fontaine nie ma szans. Bo nie ma racji.
VICTOR McLAGLEN również znakomity,
(w odróżnieniu od najsłabszego spośród nich Cary Granta),
potrafi sceny komiczne płynnie okrasić dramatyczną nutą. Przejmujący występ. A przecież gra postać zrazu mało sympatyczną, raczej swarną. Wielki występ.
Wielki film.
A SAM JAFFE w roli tytułowej to już wisienka na torcie.