Mnie czasem irrytywało, ale w sumie film zapada w pamięć, daje więcej do myślenia - przynajmniej ja tak to postrzegam:)
Oczywiście, że nie podobało się, mnie to zaburzyło ciągłość filmu. Bo film to nie książka i tu dostajemy gotową wizualnie wizję reżysera. A jak reżyser zaczyna kombinować, jak koń pod górę, to wychodzą takie kwiatki; co kolejna scena, to inna aktorka. Takie rzeczy to... nawet nie w teatrze. Co niektórzy wytłumaczą to sobie zabiegami artystycznymi, ale to nieprawda. Skoro nie mógł rozebrać Bouquet, powinien zrezygnować z nagości i skupić się na jednej aktorce, na jednej twarzy.